Inspiracją mojego dzisiejszego wpisu na blogu stał się wywiad na
portalu Innpoland.pl z dyrektorem zarządzającym Value Media Kamilem Wiszowatym.
Value Media zdobył niedawno tytuł Niezależny Dom Mediowy Roku. Jest to prestiżowa nagroda
przyznawana przez redakcję „Media & Marketing Polska”. Nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że po raz pierwszy ten tytuł otrzymała niesieciowa
agencja zbudowana od podstaw w Polsce.
Fakt przyznania nagrody
niezależnej agencji pokazuje, jak zmienia się rynek i że dziś liczy
się zupełnie coś innego niż kilka lat temu. Co konkretnie? Kamil Wiszowaty
odpowiada:
„Do tej pory panowało – wciąż zresztą
silne – przekonanie, że »duży może więcej«. Że liczy się to, iż agencja jest
duża, stoi za nią wielu klientów, a budżety są gigantyczne. Tymczasem realia są
dziś inne: dla wielu klientów i mediów nie ma znaczenia, jak dużymi budżetami
obraca agencja i ilu ma klientów, a raczej to, ile wydaje pojedynczy klient. Na
znaczeniu zyskały media, w których nie uzyskuje się rabatów, lecz uczestniczy w
aukcyjnych modelach sprzedaży, jak w przypadku Google czy Facebooka. Zaczynają
się zatem liczyć inne kompetencje domu mediowego, wiążące się też ze specyfiką
opartą na niesieciowości".
Cóż takiego wyjątkowego jest w niesieciowości? Czytamy na Innpoland: "To, co za nią stoi: wolność »od« i »do« wszystkiego. Nie ma centrali nakazującej określone sposoby funkcjonowania, szybko i samodzielnie podejmujemy decyzje, co pozwala od razu realizować najlepsze dla klienta decyzje. Jeżeli uznamy, że pojawił się jakiś nowy i ważny dla nas trend, co oznacza konieczność inwestowania w nowe kompetencje albo nową technologię – to nie obowiązują nas żadne centralne dyspozycje. Liczy się szybkość podejmowania właściwych decyzji.”
Cóż takiego wyjątkowego jest w niesieciowości? Czytamy na Innpoland: "To, co za nią stoi: wolność »od« i »do« wszystkiego. Nie ma centrali nakazującej określone sposoby funkcjonowania, szybko i samodzielnie podejmujemy decyzje, co pozwala od razu realizować najlepsze dla klienta decyzje. Jeżeli uznamy, że pojawił się jakiś nowy i ważny dla nas trend, co oznacza konieczność inwestowania w nowe kompetencje albo nową technologię – to nie obowiązują nas żadne centralne dyspozycje. Liczy się szybkość podejmowania właściwych decyzji.”
Gdy czytam wywiad z dyrektorem
Value Media, widzę dokładnie siebie i naszą niewielką Agencję PR I.D.MEDIA.
Kompletnie niesieciową, niemającą wielkiej centrali, ogromnych budżetów, ale za
to mającą niezliczoną ilość pomysłów, niesamowicie kreatywny zespół i superrelacje
z wydawcami i redaktorami najważniejszych tytułów prasowych w Polsce.
Z całego serca gratuluję Value
Media, bo wreszcie rynek zaczyna dostrzegać, że mały wcale nie oznacza gorszy
czy słabszy. Że mały może więcej i lepiej.
Zgadzam się z tym, co mówi Kamil
Wiszowaty, że budowanie niezależnej firmy w tej branży na pewno nie jest łatwe.
Im także dziesięć lat temu nikt nie dawał większych szans. Podobnie nam – 5 lat
temu, gdy oficjalnie ogłosiłam na Facebooku, że poza wydawnictwem (które już od
6 lat istniało), otwieram agencję public relations. Mówili mi, że nie mam
skończonych studiów w tym kierunku, że nie dam rady wydawać magazynów i
obsługiwać (wtedy sama!!!) klientów PR.
Owszem początki Agencji nie były łatwe. Gdy prowadziłam sama Agencję kilka rzeczy zawaliłam, ale dziś, po 5 latach, mam super team, rozdzielam zadania i odnosimy wspólnie - jako zespół - spore sukcesy.
Podobnie jak ludzie z Value Media
naszą przewagę zbudowaliśmy właśnie na tym tzw. kompleksie bycia małym. Na
braku wielkich, rozpoznawalnych brandów. Musieliśmy się więc starać bardziej
niż inni. Musieliśmy pokazać, że współpracując z niewielką agencją PR można
także zagościć w mediach (TV, prasie, radiu), pojawić się na ściankach na
wielkich galach, współpracować z gwiazdą czy znaną blogerką.
Współpraca z niewielką firmą – w
naszym przypadku agencją PR – ma wiele zalet. Stawiamy na niestandardowe formy
promocji, wymyślamy własne strategie marketingowe. Naszym plusem jest posiadanie
własnych tytułów prasowych, czterech portali i blogów. Organizujemy eventy, gale,
kongresy, konferencje i spotkania dla kobiet, na których nieustannie promujemy
i pokazujemy produkty czy usługi naszych klientów. Żadna inna agencja PR w
Polsce nie ma takiego zaplecza. To nasza przewaga konkurencyjna!
Współpracując z naszą agencją (mam
tu na myśli marki modowe, urodowe), macie pewność, że pojawicie się w takich
tytułach jak „Elle”, „Party”, „Viva”, „Twój Styl”, „Be Active”. Macie pewność,
że wasze produkty będą nosić lub testować znane osobistości ze świata mediów
oraz cenione, opiniotwórcze blogerki. To, że nie stoją za nami ogromne budżety
czy centrala w Stanach, nie oznacza, że mamy ograniczone pole do działania.
To był pierwszy tak duży i
poważny klient z centralną w Belgii, dlatego też komunikacja, raporty i
współpraca odbywały się w dwóch językach. Andrzej Mokrzycki zaufał nam i dał w
zasadzie wolną rękę. Zorganizowaliśmy fajną konferencję prasową z udziałem
gwiazd, blogerów i stylistów. Pojawiło się prawie 70 osób!!! Konferencja
spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem i zbieraliśmy przez ponad tydzień
gratulacje od redaktorek pism modowych za ciekawą, sprawną i atrakcyjną formę
zaprezentowania najnowszej wtedy kolekcji LouLou.
(Magazyn Party / Relacja z konferencji dla marki ICE-WATCH)
I wtedy się zaczęło… Wraz z Iwoną
co chwila przedstawiałyśmy klientowi propozycje ciekawych akcji, wydarzeń,
targów. Marka zaczęła pojawiać się na eventach z Ewą Chodakowską. Zaprosiliśmy
na wyjazd z Ice-Watchem na targi zegarków do Bazylei znaną blogerkę Charlize Mystery.
Zegarki Ice-Watch brały udział w wielu sesjach zdjęciowych do kobiecych
magazynów, pojawiły się w DDTVN, „Pytanie na Śniadanie”, na pokazach mody. Stylizacje
z zegarkami tej marki pojawiły się w takich tytułach, jak: „Party”, „Flesz”, „Grazia”,
„Gala”, „Uroda Życia” czy „Hot Moda”. Dzięki współpracy z marką ICE-WATCH
zaczęło być o nas głośniej. Zaczęły odzywać się inne firmy, również z
konkurencji, ale, będąc lojalnym partnerem, odmawialiśmy.
Podobnie jest z marką AXAMI,
która święci tryumfy od lat m.in. we Francji czy Niemczech, a w Polsce jeszcze
do niedawno mało kto o niej wiedział. Dziś AXAMI, po 3 latach stałej i
intensywnej współpracy z nami, pojawia się w takich tytułach, jak: „Avanti”, „Claudia”,
„Olivia”, „Hot Moda”, „Cosmopolitan”. Niedawno załatwiłyśmy klientowi udział w
dwóch znanych programach w TVN Style m.in. u Małgorzaty Rozenek.
(Magazyn Cosmopolitan / Axami)
Naszą przewagą są superrelacje z
dziennikarkami i redaktorkami. Bardzo je pielęgnujemy. Iwona przynajmniej raz w
tygodniu odwiedza redakcje „Cosmo”, „Joy”, „Party”, „Plejady”. Zaprasza
redaktorki na dobrą kawkę, obiad, zwykłą pogawędkę. I to nie wtedy, gdy czegoś
potrzebujemy! Po prostu chcemy pokazać redakcjom, że o nich myślimy, pamiętamy,
że dbamy o relacje.
Ja z kolei wysyłam co 2-3
miesiące prezenty, upominki do wydawców portali modowych, urodowych, lifestylowych.
Oferuję w zamian za promocję naszych klientów w ich serwisach reklamy w naszych
drukowanych pismach. Odwdzięczam się nagrodami, wyróżnieniami, statuetkami.
Chcę, by czuli się docenieni, że są naszymi partnerami. W biznesie bowiem obie strony
muszą czuć się dopieszczone! Obie strony strony muszą wygrywać.
Zapytacie więc, z jakimi klientami
pracuje nam się lepiej? Czy z tymi, którzy mają duże budżety na PR i reklamy w
prasie (tak, tak – o bezpłatnych reklamach w prasie od razu zapomnijcie), czy z
małymi, raczkującymi, liczącymi się z każdą złotówką? Odpowiem – z mądrymi. Którzy
mają świadomość tego, czym jest w ogóle PR. Którzy nie oczekują cudów po 2-3
miesiącach działań.
Z klientami, którzy wiedzą, że
aby pojawić się w prasie, muszą najpierw wykupić reklamę w odpowiednim tytule.
Trafiali nam się niestety klienci, którzy chcieli wszystko mieć za darmo lub za
minimalny barter. Ale tak się nie da.
Dam Wam przykład: Zrobiliśmy kiedyś konferencję. Przyszło
kilka redaktorek z cenionych tytułów jak „National Geographic”, „Zwierciadło” i
„Joy”. Spotkanie przebiegło poprawnie, sympatycznie, goście zadowoleni. I
zaczęły się schody, bo właścicielka firmy, nasz klient, oczekiwała, że relacje
po tym wydarzeniu zagoszczą za darmo w wymienionych wyżej tytułach. Niestety,
tak to nie działa. Aby informacje po konferencji pojawiły się np. w kronice
towarzyskiej, trzeba za to zapłacić: wykupić PR lub reklamę w danym magazynie.
Niektórzy myślą, że wzmianka z tyłu pisma, z jednym zdjęciem, wielkości ¼ czy
1/8 strony jest za darmo. Niestety nie! Nigdy nie była i nie będzie.
W takich sytuacjach, gdy klient
nie rozumie kompletnie zasad współpracy z prasą, my ponosimy konsekwencje i
jesteśmy za to karani. Gdy sytuacja staje się napięta, zwyczajnie się wycofuję.
Dziś, po 11 latach prowadzenia firmy, mam już ten komfort, że mogę wybierać klientów,
osoby, z którymi chcę działać. Mogę w każdej chwili odstąpić od umowy. Nie mam
już czasami siły na tłumaczenie, jak działa rynek oraz że nie jesteśmy działem
sprzedaży, który nagle po miesiącu działań przyniesie firmie tysiące nowych
klientów i konsumentów.
(Współpraca z gwiazdami. Razem z Czesławem Mozilem na sesji zdjęciowej w Estonii)
Wracając jednak do początku
mojego wpisu, chcę wam pokazać, że prowadząc własny, mały, lokalny biznes,
możecie także odnieść sukces. Nie wolno mieć kompleksów!
Uwierzcie mi - dziś duże firmy
szukają ludzi, którzy podejdą do nich z oddaniem i sercem. A to może zaoferować
właśnie niewielka firma, która pracuje dwa razy bardziej, by udowodnić, że jest
godna zaufania, że jest skuteczna.
Mała firma jest bardziej elastyczna, wiele
rzeczy załatwia „od ręki”. W dużej firmie elastyczność w reakcji na ciekawe propozycje
jest rzadko spotykana. Na wszystko są odpowiednie procedury, a decyzje często podejmowane
są w innym kraju - w głównej siedzibie firmy. Decyzja o jakiejkolwiek zmianie
musi być podjęta przez kilka szczebli decyzyjnych, co, jak wiecie, może się
ciągnąć miesiącami. Pracując z małą Agencją PR negocjacje z klientem są po prostu łatwiejsze dzięki minimalnej biurokracji.
W małych firmach panuje najczęściej przyjacielska, nieformalna atmosfera, dlatego każdy klient jest przez nas traktowany jak człowiek, przyjaciel, a nie jak "kolumna w arkuszu kalkulacyjnym, która na koniec miesiąca zawsze musi się zgadzać".
W małych firmach panuje najczęściej przyjacielska, nieformalna atmosfera, dlatego każdy klient jest przez nas traktowany jak człowiek, przyjaciel, a nie jak "kolumna w arkuszu kalkulacyjnym, która na koniec miesiąca zawsze musi się zgadzać".
Pamiętajcie: Bycie mniejszym niż konkurencja w
świecie biznesu niekoniecznie oznacza przegraną! Umiejętne przekuwanie wad w
zalety może zaprocentować dużym sukcesem. I tego sukcesu Wam życzę.
Pamiętajcie: MAŁA NIE OZNACZA
WCALE, ŻE GORSZA
Komentarze
Prześlij komentarz