Nie każdy musi mnie lubić!

Ilona Adamska, dziewczyna z Podkarpacia, która skradła serca wielu kobiet z całej Polski. Choć nie jest zawodowym mówcą motywacyjnym czy coachem, kobiety idą za nią tłumem. Dlaczego? Bo jest autentyczna w tym, co robi. I nie udaje kogoś, kim nie jest. Przed nią kolejnym głośny projekt – książka „Kobiety o kobietach, czyli cała prawda o płci pięknej”, która stała się okazją do dzisiejszej niezwykle szczerej rozmowy. Zapraszam do lektury przedruku wywiadu dla portalu MANAGER NA OBCASACH.PL. Rozmawia Agnieszka Tobota.






Zacznę dość nietypowo: jakimi kobietami lubisz się otaczać? 
- Zdecydowanie mądrymi! Które wiedzą, czego chcą od życia. Które lubią się śmiać. Nie narzekają na swój los, tylko biorą sprawy w swoje ręce. Kobietami, które mają pasje, są niezależne. Z którymi mogę porozmawiać o czymś więcej niż tylko o zakupach, nowych butach czy facetach. 

Od dłuższego czasu śledzę Twoje wpisy na Facebooku. I widzę, jak wiele kobiet Ci kibicuje. Jak dla wielu z nich jesteś inspiracją. Jak sądzisz, w czym tkwi Twój sukces? 
-  Nie tak dawno pewna osoba powiedziała mi wprost, że nie rozumie mojego fenomenu. Dlaczego tyle firm, tyle marek, tyle kobiet idzie za mną. Dlaczego z sukcesem robię jeden projekt za drugim. Odpowiedź jest banalnie prosta: bo jestem sobą. Nikogo nie udaję. Chudnę, tyję, mam lepsze i gorsze momenty w pracy, mam chwile zwątpienia w to, co robię. Mam za sobą nieudane związki. Jestem jak każda inna kobieta. Mówię wprost, gdy coś mnie wkurza. Nie kreuję sztucznej rzeczywistości na Facebooku. Pokazuję swoje podróże, swoją pracę, zabawę z psem. Nie zdobywam czyjejś sympatii na siłę. Nie każdy musi mnie lubić. Gdyby tak było, byłaby to oznaka, że jestem nijaka. A taką osobą z pewnością się nie czuję. Mam pełną świadomość tego, że wiele osób mnie wręcz nienawidzi, zazdrości mi (choć w sumie nie wiem czego? ciężkiej pracy i jej efektów?). Ale jak powiedział kiedyś Kuba Wojewódzki: „Miarą sukcesu jest liczba twoich wrogów i hejtu, który na ciebie wylewają”. 

Czy hejt Cię zatem nie boli? 
- Nie jestem robotem. Nie znam zresztą osoby, którą nie bolałyby pomówienia, plotki, wredne komentarze. Uczę się jednak nie przejmować się tym aż tak bardzo. Przestałam czytać komentarze, które pojawią się najczęściej po głośnych galach, o których piszą topowe portale czy stacje radiowe, bo dziś już wiem, że ludzi zwyczajnie boli czyjś sukces. Mało osób umie cieszyć się z powodzenia innych. Łatwiej nam kogoś pocieszyć, gdy ma gorszy moment, zdecydowanie trudniej podejść i pogratulować sukcesu. Jestem po rozmowie z Mateuszem Grzesiakiem do mojej nowej książki „Kobiety o kobietach…”. Podjęliśmy również to zagadnienie. Badania pokazują, że niestety, ale Polacy są narodem zawistnym, zazdrosnym. I tak zresztą o sobie większość z nas myśli. Gdy ktoś odnosi sukces albo zaczyna zarabiać duże pieniądze, od razu uważa się, że je ukradł albo – w przypadku kobiety – musiała się z kimś przespać. Jak powiedział Mateusz – facet facetowi da po pysku i sprawa załatwiona, a kobieta będzie jątrzyła, rozpuszczała plotki, zdradzała tajemnice. Bo przecież musi dać jakoś ujście swym negatywnym emocjom.

Czy z kobietami faktycznie jest aż tak źle? 
-  Nie możemy generalizować. Znam całą masę fajnych dziewczyn, cudownych, wspaniałych, pomocnych. Ale to przede wszystkim te, które są szczęśliwe, spełnione. Mają swoją pracę, pasje. Które po prostu nie zazdroszczą. Oczywiście wierzę w solidarność jajników. Wierzę, że mamy niesamowitą moc łączenia się, np. w walce o nasze prawa. Polki wreszcie nadrabiają zaległości w rozumieniu tego, czym jest równość i jej brak. 

Przed nami premiera Twojej kolejnej książki „Kobiety o kobietach, czyli cała prawda o płci pięknej”. W gronie wybitnych nazwisk i osobowości, które pojawią się w książce są m.in. Monika Zamachowska, Anna Korcz, Joanna Brodzik, Beata Pawlikowska, dr Irena Eris, Katarzyna Pakosińska, Ania Rusowicz. Wiem, że są też wybitni eksperci… 
- Do projektu zaprosiłam – poza cudownymi gwiazdami i kobietami biznesu – ekspertów z psychologii, seksuologii oraz firm badawczych, które badają społeczne zachowania kobiet. Są wśród nich m.in. Katarzyna Miller, dr Mateusz Grzesiak, Anna Bosak, prof. Zbigniew Lew-Starowicz, Bianca Beata Kotoro czy Katarzyna Czuchaj-Łagód. Chcemy spojrzeć na kobiety z różnej perspektywy. Pokazać naszą kobiecość, nasze zachowania, przyzwyczajenia, wady, zalety widziane oczyma prawie 100 osób. Chcę wraz z moimi gośćmi obalić pewne mity, ale też potwierdzić pewne tezy, które od lat przewijają się w różnych dyskusjach na temat relacji między kobietami. Myślę, że to będzie niezwykle ciekawa i inspirująca książka, której poświęciłam się bez reszty, odwołując wykłady, warsztaty, wystąpienia dla kobiet. 

Czy łatwo było Ci zaprosić znane nazwiska do projektu? Ktoś Ci odmówił? 
-  Odmówiły mi trzy osoby. Kilka gwiazd w ogóle nie odpisało na maile, choć miałam raport, że wiadomości zostały odczytane. Natomiast pomogła mi wizualizacja. Wychodzę bowiem z założenia, że nasze myśli się materializują. Wymyśliłam sobie – dosłownie – nazwiska ekspertów i gwiazd, które chciałabym, aby pojawiły się w książce, pomodliłam się również w kościele o to, by te osoby przyjęły moje zaproszenie, i tak oto pojawiły się w dream teamie te nazwiska, które zawsze chciałam poznać, które wniosą do książki niesamowitą wartość. Które są w Polsce największymi autorytetami w swojej dziedzinie. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Żałuję tylko, że przed weekendem Pani Nina Terentiew musiała odwołać z przyczyn od niej niezależnych udział w książce. 



Jak sądzisz, czy Twój wizerunek, jaki wykreowałaś w sieci, pomaga Ci nawiązywanie relacji i sprawia, że takie osoby, jak dr Mateusz Grzesiak czy Katarzyna Miller chcą z Tobą współpracować?
 - Myślę, że dziś (po 13 latach mojej pracy w tym biznesie) mogę śmiało powiedzieć, że to moja marka pomaga mi współpracować z najlepszymi. Reputacja i wizerunek, który z głową, pomału, nienachalnie buduję od czasu, kiedy założyłam swoją firmę, będąc jeszcze na studiach w Krakowie. Na przykład bardzo mocno pilnuję tego, jakie zdjęcia wrzucam na Facebook czy Instagram. Próżno tu szukać moich roznegliżowanych zdjęć w wypiętym tyłkiem czy piersiami. Czasem irytuję się, że dziś łatwiej zaistnieć w social mediach dzięki właśnie takim zdjęciom – bo to właśnie takie dziewczyny eksponujące, często przesadnie, swoje wdzięki mają największą liczbę followersów, którzy – nie oszukujmy się – są nam potrzebni, gdy sprzedajmy jakieś usługi/produkty. Jednak gdy przychodzi ten moment, gdy pisze do mnie na przykład asystentka dr Ireny Eris czy prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, czuję ogromny spokój, bo wiem, że mogą na przykład wejść na moje kanały social media, sprawdzić mnie i zobaczyć, że jestem normalną kobietą, która pewne rzeczy zostawia tylko dla siebie. Która robi ciekawe rzeczy, pisze książki, integruje kobiety, podróżuje i ma szczęśliwy związek. Badania pokazują, że jesteśmy w stanie ocenić osobę w 5 sekund i przypiąć jej określoną łatkę. Trudno jest potem zmienić wizerunek, a jeszcze trudniej go naprawić. Nasze kanały social media to dziś nasze wizytówki. Pamiętajmy o tym. Jak mawiał Warren Buffett: „Potrzeba 20 lat żeby zbudować dobrą reputację, a tylko 5 minut, żeby ją zniszczyć. Jeśli to sobie uświadomisz, będziesz podchodził do wszystkiego inaczej". 

Po czym można poznać, że siła naszej marki rośnie? 
-  Gdy zaczynamy mieć wpływ na innych, gdy stajemy się dla kogoś ważni. Gdy stajemy się dla kogoś inspiracją. Gdy umiemy po prostu pociągnąć za sobą tłumy, zapalić kogoś do działania, pozostawić po sobie pozytywne emocje. 

Uważasz, że ludzie się zmieniają?
- Dojrzewają. Po prostu. Ktoś, kto znał mnie 5, 10 lat temu, z kim nie miałam kontaktu i kto nagle spotkałby się ze mną na kawie, z pewnością nie odnalazłby we mnie tej samej trochę naiwnej, czasem lekkomyślnej dziewczyny, którą byłam. Która stawiała pierwsze kroki w biznesie, w Warszawie, i dawała się czasami wykorzystywać, wchodzącą w związki z facetami zbyt lekkomyślnie. Dziś, po wielu latach pracy nad sobą, po wielu szkoleniach, rozmowach z zaprzyjaźnionymi psychologami, zrozumiałam, że jeśli sama siebie nie pokocham, to nie będę zdolna pokochać innych. Że to najpierw od siebie muszę zacząć wszelkie zmiany. Po 8 latach w stolicy jestem szczęśliwa, że mam przy sobie tylko garstkę sprawdzonych znajomych. Odcięłam się od toksycznych ludzi, relacji. Znalazłam partnera, który stoi za mną murem i który bez względu na to, czy mam 5 kg więcej niż wtedy, gdy mnie poznał, czy mam gorszy moment w pracy i coś mi nie idzie, jest obok. Wspiera, dopinguje, choć czasem też, gdy trzeba, konstruktywnie krytykuje (śmiech). 

Premiera książki „Kobiety o kobietach, czyli cała prawda o płci pięknej” już 28 marca. Trzymamy mocno kciuki za sukces. Jakie przesłanie chciałabyś na sam koniec dać naszym Czytelniczkom?
 - Posłużę się słowami Etta Turner: „W świecie, w którym możesz być każdym – bądź sobą!”. Tylko tyle i aż tyle… 

Rozmawiała: Agnieszka Tobota
Źródło: http://www.managernaobcasach.pl/nie-kazdy-musi-mnie-lubic-rozmowa-z-ilona-adamska/

Komentarze